Nieznajomy oczywiście próbował mnie zatrzymać, ale pospiesznie wsiadłam do mojej hondy i ruszyłam do pracy.
Od tamtego czasu nie byłam w tamtej pamiętnej kawiarni kilka miesięcy. Może nawet pół roku. Dzisiaj postanowiłam jednak wybrać się tam, bo od niedawna pracowała tam moja przyjaciółka Cher*. Chciałam się z nią zobaczyć, i modliłam się aby nie spotkać Jego.
Odsłaniam żaluzje w oknach i patrzę na wschodzące słońce. Jest pierwszy lipca. Za niecałe dwa miesiące kończę osiemnaście lat i cieszę się, że wreszcie wyprowadzę się od ojca, bo życie pod jednym dachem z jego nową partnerką, która jest starsza ode mnie o pięć lat, jest dość żenujące i męczące. Starałam się tolerować ją, tylko ze względu na ojca, ale zawsze kiedy wspominała o mojej mamie, miałam ochotę zapakować ją w pudło i wysłać na Syberię.
Biorę głęboki oddech i otwieram szafkę z ubraniami. Jest ciepło. Lato. Mam więc chyba prawo założyć sukienkę na ramiączka i sandały na koturnie, które uwielbiam. Jak więc pomyślałam, tak też zrobiłam, założyłam fioletową sukienkę z białą koronką na plecach i czarne buty. Następnie pomalowałam się - kreska eyelinerem na górnej powiece i mocno wy-tuszowane rzęsy.
Biorę czarną torbę na ramię i schodzę na dół, gdzie w kuchni spotykam ojca i jego partnerkę - Sonię. Mówię im 'dzień dobry', wyciągam marchwiowo-jabłkowo-malinowego kubusia z lodówki i zmierzam ku wyjściu.
Zanim drzwi za mną się zamykają, krzyczę, że wrócę wieczorem i aby nie czekali. Ruszam w stronę kawiarni, machając jeszcze babci, która mieszka dwa domy dalej i właśnie krząta się po ogródku. Uśmiecham się do niej i obiecuję, że przyjdę jutro.
Kilka minut później stoję już przed kawiarnią, gdzie widnieje wielki napis "Buena Cafe" w kolorze kakaa. Nawet nie wiem kiedy tak zmieniło się tutaj. Ale jest lepiej, i od razu spostrzegam o wiele więcej klientów. Ruszam więc do wejścia, rozglądając się na prawo i lewo, podziwiając nowy wystrój kawiarni, i wtedy dobijam do kogoś. Upadam i pod nosem przeklinam, chwytając się za kostkę. Słyszę zatroskany głos. Znam Go i lekko unoszę głowę i aż jęczę z niedowierzania. Parys, imię które odbija się teraz echem w mojej głowie. Mężczyzna dla którego zrobiłabym wszystko jeszcze kilka lat temu. Mężczyzna, który wiedział jak wykorzystać moje uczucia, tak abym to ja się czuła winna. To właśnie mężczyzna, który oszukiwał mnie, kłamał, a potem mówił swoje czułe słówka, wiedząc, że mu wybaczę.
- Co ty tutaj robisz? - mamroczę pod nosem, wstając z chodnika.
Próbuje mi pomóc, ale wyrywam się z jego rąk.
- Nie dotykaj mnie - syczę.
Patrzy na mnie wzrokiem niewinnego małego pieska, który jeszcze przed chwilą rozkopał cały ogródek babci a teraz cudownie się przymila.
- Effy ..- zaczyna dość łagodnie, ale ja już wiem co ma do powiedzenia. Te swoje "przepraszam, zjebałem, wybacz mi" albo "zależy mi na Tobie". Sama nie wiem czy chcę po raz kolejny tego słuchać. - posłuchaj mnie choć raz, i daj mi się wytłumaczyć. - dodaje.
Ignoruje jego słowa otrzepując się z ziemi i omijając go, wchodzę do kawiarni udając się do Cher. Na powitanie rzucam jej złowrogie spojrzenie, które ona zawsze interpretuje jako "co to kurwa miało być?". Ona tylko wzrusza ramionami, robiąc mi duże cappuccino z bitą śmietanką.
- Słuchaj, to nie moja wina, że go wczoraj wieczorem zatrudnili - mówi do dłuższej chwili ciszy.
Wywracam oczami, nie mogąc zrozumieć jak można coś tak odwalić. Przecież ona wie, że nienawidzę widywać na mieście Parysa, a co dopiero z nim rozmawiać. Dwa lata temu złamał mi serce i skończyło się. Wyrosłam z Jego kłamstw i tanich słówek jakie do mnie kierował. Nie ukrywam, że miałam do Niego sentyment, ale to tylko tyle. Nic więcej. Usiadłam przed ladą, i zaczęłam rozkoszować się moją ulubioną kawą. Wiedziałam, że Parys nie da za wygraną i w końcu przyjdzie do mnie, zaczynając, i oczywiście wcale się nie myliłam. Nawet mnie to nie dziwiło już.
- Elizabeth, przestań się na mnie gniewać, zmieniłem się - powiedział niemal od razu, kiedy usiadł obok mnie.
Odwróciłam od Niego wzrok, wzdychając.
- Spierdalaj, Parys - mamroczę ze złością.
- Jak sobie chcesz - odpowiada obojętnie, aby pokazać mi, że to ja jestem tą złą.
Ale wcale mi to nie przeszkadza. Mogę być tą złą dla wszystkich, ale on zawsze będzie tym złym dla mnie. I taka będzie różnica.
- Wiesz, że .. - szepcze mi do ucha.
Czuję jego oddech na swojej szyi.
- Wiesz, że zawsze będziesz mnie kochać, i zawsze będziesz pragnąć tylko mnie, jesteś tylko MOJA - ostatnie słowo skanduje, litera po literze, dla podkreślenia.
Zamykam oczy aby się uspokoić, a kiedy je otwieram Cher patrzy na mnie jak na idiotkę. Moja przyjaciółka stoi w prywatnym ubiorze i patrzy na mnie pytająco. Kręcę głową.
- Czego chciał Parys? - pyta, kiedy wstaję aby za chwilę wyjść z tego lokalu i wreszcie przestać patrzeć na tego zakłamanego idiotę.
- Przypomnieć mi chciał o czymś - krzywię się na samą myśl o jego słowach. - Gdzie idziemy? - pytam, aby szybko zmienić temat.
- Myślałam o kinie, leci jakiś nowy film z tym aktorem którego tak lubisz, tym Chuck'iem z Plotkary - Cher ignoruje moje poprzednie słowa i odpowiada na zmianę tematu, z czego teraz się cieszę.
- Ed Westwick - poprawiam - nazywa się Ed Westwick , Cher.
Brunetka zaczyna się śmiać i chwyta mnie pod rękę.
- Pamiętasz jak Tiffany spadła ze schodów? - pyta, wybuchając jeszcze większym śmiechem.
- Tak, ta ruda ma pecha jak nie wiem. - kiwam głową zgadzając się z nią.
- No, i jeszcze przy tym był Piter, a ona się wtedy w nim bujała.
- Fakt, ale On miał przecież kogoś a przynajmniej wydawało mi się, że z kimś kręci. - zauważyłam.
- Niby tak, ale wiesz jak to plotki. - Cher puszcza moją rękę, aby otworzyć drzwi do auta. - wsiadaj. - rzuca.
Kiwam głową i idę w stronę drzwi od strony pasażera.
- Przepraszam! - krzyczy ktoś z daleka.
Nie jestem pewna czy to do mnie, więc odwracam się wokół i dostrzegam jakąś blondynkę, więc wsiadam do auta i razem z przyjaciółką odjeżdżamy z parkingu w stronę centrum miasta, gdzie udamy się do kina.
Kilka minut później jesteśmy już przed wejście na salę kinową. Zakupiłyśmy bilety, duży popcorn i dwie duże cole. Stanęłyśmy niedaleko wejścia i zaczęłam się rozglądać, ale tych dwojga zobaczyłabym w tłumie. Sharon i Nathaniel stali niedaleko kas i wymieniali swoje zdania na temat seansów, trzymając się za ręce. Normalnie miałabym ochotę zwrócić śniadanie, patrząc na zakochanych, ale na ich widok zawsze się uśmiechałam. I tym razem się uśmiechnęłam. Sharon była ubrana w białą bokserkę, czarną marynarkę, jasne obcisłe jeansy i granatowe szpilki, czasem kiedy gdzieś szłyśmy wszyscy uważali, że jest moją siostrą, a ja sama ją tak traktowałam. Nathaniel był ubrany w czarny t-shirt, granatowe rurki i białe trampki. Wyglądali razem cudownie i zawsze powtarzałam jej, że ma do niego zarywać. Kiedy mnie posłuchała była bardzo szczęśliwa. Dzisiaj są już ponad rok razem i nie mogą się sobą nacieszyć. Wiedziałam, że prawdziwa miłość jeszcze istnieje, chociaż nie wierzyłam w nią, miałam realistyczny przykład. Nathaniel był w moim wieku i chodziliśmy razem do klasy. Czasem mnie wkurzał swoimi gadkami, ale był dobrym kumplem, i przede wszystkim szanował Sharon. Z tego co przez rok zauważyłam, oni w ogóle się nie kłócili. A jeśli już to o drobnostkę i zaraz przepraszali. Byli jak dla mnie idealną parą.
- Effy ! - krzyknęła brunetka, ciągnąc Nathaniela za sobą.
- Sharon.. - przytuliłam ją do siebie mocno.
- Cześć Nathaniel - zwróciłam się do kumpla, odrywając się od przyjaciółki, i tuląc do siebie wyższego ode mnie chłopaka.
- Co wy tu robicie? - pyta Cher, tuląc do siebie Sharon.
Uśmiecham się szeroko.
- Nate przyprowadził swojego przyjaciela, który niedawno się tu przeprowadził. Wcześniej bywał tu tylko na ferie i wakacje. A od września będzie chodzić z nami do szkoły. - wyjaśnia Colins.
Patrzę na Sharon, potem na Nathaniela i unoszę brew.
- Serio, Sharon, robisz za przewodnika? - śmieje się.
Nathniel i Cher też parskają śmiechem.
- Zawsze i wszędzie oprowadzę Chuck'a - przytakuje.
- Nie wątpię. To pewnie jakieś maks ciacho, które urodą pokonuje Nate'a - parskam śmiechem, a Nate udaje obrażonego.
Wszyscy zaczęli się śmiać, kiedy Sharon tyrpnęła mnie w ramię.
- Co jest? - pytam ją lekko zdezorientowana.
- To przyjaciel od Nate'a - odpowiada i pokazuje na mężczyznę.
Patrzę na niego i nie jestem pewna czy mam uciec, czy schować głowę w ziemię. Mam ochotę zapaść się i nigdy nie wyjść. Odwracam się do Cher i bezgłośnie mówię jej, że to On.
__
* - Cher (czyt. Szer)